1
Travis

Raleigh, Karolina Północna
październik 2011


Była dziewiąta czterdzieści, kiedy się obudziłem w swojej furgonetce. Dziewiąta czterdzieści! A jeśli się okaże, że Erin już wyszła z kawiarni? Co, jeśli jej tam nie będzie? Z tym pytaniem uparcie krążącym mi w głowie obudziłem Bellę. Miała sen o swojej pluszowej owieczce i chciała mi go opowiedzieć, ale przebierając ją w czyste rzeczy, mogłem myśleć tylko o jednym: Co, jeśli jej tam nie będzie?
Wczoraj przez telefon Roy powiedział mi, że dokonałem mądrego wyboru.
– Możesz się na tym wzbogacić, bracie.
Pomyślałem o jego złotym zegarku. O czerwonym mustangu.
– Nie zależy mi na wzbogaceniu się – odparłem. – Chcę tylko tyle pieniędzy, żebyśmy z Bellą mieli co jeść, dopóki nie znajdę prawdziwej pracy.
Czułem się jak idiota, rozmawiając z nim przez telefon. Facet był kompletnym kretynem.
– Teraz tak ci się wydaje – stwierdził – ale poczekaj, aż poznasz smak łatwego szmalu.
– Posłuchaj, powiedz mi tylko, gdzie i kiedy się spotkamy.
– Przyjedziemy do ciebie jutro koło jedenastej wieczorem. Nadal parkujesz w tym samym miejscu? Koło Tar­getu?
– Tak.
– Upewnij się, że wystarczy ci benzyny na jazdę do granicy Wirginii i z powrotem – powiedział, po czym się rozłączył.
Teraz więc będę miał cały dzień na roztrząsanie swojej decyzji, a jeśli sprawy potoczą się według planu, nie będzie przy mnie Belli. Na tę myśl serce mi się skurczyło. Nie byłem pewien, czy dam radę to zrobić. Choć Erin była dobrą kobietą. Widziałem to. Co więcej, Bella ją znała i lubiła. Jedyny problem był taki, że może być za dobra. Z rodzaju tych, które wezwą policję. Musiałem po prostu zaufać, że tego nie zrobi.
Dłonie mi się trzęsły, kiedy gryzmoliłem notatkę na odwrocie rachunku ze stacji benzynowej i ukradkiem wkładałem do kieszeni spodni Belli, żeby mnie o to nie pytała ani nie próbowała wyjąć. Przypomniałem sobie drżenie matczynych dłoni. "Ładne", powiedział lekarz i dodał, że jest nieszkodliwe, prawie niezauważalne. Moje takie nie było. Ledwo potrafiłem pomóc Belli wciągnąć prosto skarpetki.
– Jestem głodna, tatusiu – powiedziała, wkładając buty.
Otworzyłem tic taki i wytrząsnąłem kilka na jej dłoń.
– Za minutkę zjemy śniadanie – obiecałem, kiedy wrzuciła cukierki do buzi.
Wyobraziłem sobie, jak Erin znajduje list. Na pewno go znajdzie, prawda? A jeśli nie, to co? Myślałem o wszystkim, co może pójść nie tak, i cholernie rozbolała mnie głowa. Po kolei, powiedziałem sobie. Najpierw muszę złapać Erin w JumpStart, w przeciwnym razie cały plan runie.
– Muszę siusiu – oznajmiła Bella.
– Tak, skarbie, ja też.
Przesunąłem grzebieniem po jej ciemnych włosach, które naprawdę powinienem był wczoraj wieczorem umyć w restauracji w Targecie, tak jak zrobiłem już raz w tym tygodniu. Ale wczoraj wieczorem mycie jej głowy było ostatnią rzeczą, o jakiej myślałem. Trzeba by ją też ostrzyc, ale nie pamiętałem o zabraniu nożyczek, kiedy opuszczaliśmy Carolina Beach. Grzywkę miała tak długą, że niemal można ją było założyć za uszy. Uczesałem ją tak, ale gdy wyskoczyła z furgonetki, włosy znowu spadły jej na twarz. Biedne dziecko. Wyglądała jak sierota, o którą nikt nie dba. Modliłem się, żeby dzisiaj wieczorem nie została sierotą.
Wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy do kawiarni.
– Boli, tatusiu – powiedziała, a ja uświadomiłem sobie, że za mocno ją ściskam.
Jak mogłem to robić mojej dziewczynce? Nie byłem nawet w stanie przygotować jej na to, co miało się zdarzyć. Bella, tak mi przykro. Miałem nadzieję, że jest mała i nie będzie tego pamiętać. Nigdy nie będzie myślała o tym dniu jako o tym, kiedy zostawił ją tatuś.
Trawiasty pas ziemi koło kawiarni zdobiły dzikie kwiaty i nagle wpadłem na pomysł. To były zwykłe chwasty, ale mogły być czymś więcej.
– Posłuchaj, Bello. – Wskazałem trawnik. – Nazbierajmy bukiet dla pani Erin.
Weszliśmy na trawnik. Liczyłem, że pęcherz Belli wytrzyma jeszcze minutę. Kwiaty były jedynym sposobem podziękowania Erin za to, o co chciałem ją prosić.
Jak zawsze siedziała w fotelu obitym brązową skórą i swoim zwyczajem czytała coś na iPadzie, odsuwając jasnobrązowe włosy z oczu. Poczułem przypływ zwariowanej ulgi, a równocześnie rozczarowania. Gdyby jej tu nie było, musiałbym zrezygnować z wieczornej akcji. Ale była, uśmiechając się tak, jakby na nas czekała.
– Jest tutaj! – krzyknęła Bella na tyle głośno, że dwie dziewczyny przy narożnym stoliku obejrzały się na nas.
Były zbliżone wiekiem do mnie, dwadzieścia dwa, może dwadzieścia trzy lata. Jedna uśmiechnęła się, po czym zarumieniła i odwróciła wzrok. Nie przyglądałem się jej. Widziałem tylko trzydziestoletnią kobietę siedzącą w skórzanym fotelu. Miałem ochotę ją uściskać.
– Cześć – powiedziałem, jakby ten poranek nie różnił się od innych. – Co u ciebie?
– Dobrze. – Wyciągnęła rękę i pogłaskała Bellę po ramieniu. – Dzień dobry, słoneczko. Jak się dzisiaj miewasz?
– Na śniadanie mieliśmy tic taki – poinformowała ją Bella.
– Zaraz zamówimy coś lepszego – wtrąciłem zakłopotany.
– Naprawdę, Bello? Były smaczne? – zapytała Erin.
Bella pokiwała głową, grzywka znowu spadła jej na oczy.
– Musimy iść do łazienki, prawda, Bello? – powiedziałem, po czym spojrzałem na Erin. – Będziesz tu jeszcze jakiś czas?
– Och, nigdzie się nie wybieram.
– To dla ciebie. – Podałem jej kwiaty, żałując, że nie pomyślałem, żeby je czymś związać. Ale właściwie czym? – Dzisiaj rano Bella zerwała je dla ciebie.
– Jakie śliczne! – Wzięła ode mnie bukiecik, powąchała i położyła na stole. – Dziękuję, Bello.
Koło kwiatów zauważyłem kolorową okładkę.
– Wygląda na to, że pani Erin ma dla ciebie nową książeczkę do poczytania – powiedziałem z nadzieją, że to prawda. Książka zajęłaby Bellę, kiedy ja... Nie mogłem o tym myśleć.
– Muszę siusiu, tato – przypomniała mi Bella.
– Jasne. – Wziąłem ją za rękę. – Za sekundę wracamy – powiedziałem do Erin.
W łazience szybko uporałem się z podstawową toaletą. Dłonie latały mi jak u faceta z delirką, więc pozwoliłem, żeby Bella sama sobie wyszczotkowała zęby. Ledwo poradziłem sobie z własnymi. Golenie pominąłem.
Kiedy wróciliśmy, książka leżała na oparciu fotela.
– Myślę, że bardzo ci się spodoba, Bello – powiedziała Erin.
Wyciągnęła ręce do mojej czteroletniej córki, która wdrapała się jej na kolana, jakby ją znała przez całe życie. Dzięki ci, Boże, pomyślałem. Wieczorny plan był zły, bardzo zły, ale los w tym tygodniu postawił na mojej drodze Erin i to pozwalało mi sądzić, że widocznie musi tak być.
– Idę po kawę i muffinki. Przynieść ci coś, Erin? – zapytałem, jakby było mnie stać, by cokolwiek jej kupić.
– Nie trzeba, dziękuję – odparła. – Wzięłam dla Belli sok pomarańczowy.
Wiedziałem – od samego początku – że chodziło jej o Bellę, nie o mnie. To mi odpowiadało. Dokładniej mówiąc, uważałem, że tak jest idealnie.
– Okay. Dziękuję.
Zamówiłem kawę, muffinkę i wodę dla Belli. Kiedy sięgałem po szklankę, przewróciłem ją przez tę moją nie taką znowu ładną trzęsawkę.
– Przepraszam!
Złapałem garść serwetek z kontuaru i zacząłem wycierać.
– Nic się nie stało – powiedział Nando, barista, który co rano mnie obsługiwał.
Zawołał dziewczynę z zaplecza. Posprzątała bałagan, a on nalał mi wody do świeżej szklanki, po czym całe moje zamówienie powkładał w kartonową wytłaczaną tacę. Podniosłem ją ostrożnie i wróciłem do stolika.
Erin i Bella pogrążone były w lekturze. Bella zadawała pytania, wskazując na ilustracje; głowę opierała na ramieniu Erin i wyglądała na senną. Mówiła, że owieczka śniła jej się bardzo długo, a obudziliśmy się późno. Bella sprawiała wrażenie tak wykończonej, jak ja się czułem. Część pieniędzy, które dzisiaj zarobię, wykorzystam na badania lekarskie. Ostatnio też nie odżywiała się jak trzeba. Już miałem przełamać muffinkę i dać jej połowę, ale uznałem, że dostanie całą. Zresztą i tak nie sądziłem, żebym zdołał coś przełknąć.
Usiadłem, zastanawiając się, jak wszystko rozplanować. Nie mogłem czekać zbyt długo, a nie miałem pojęcia, o której Erin wyjdzie z kawiarni. Popijałem kawę, która smakowała jak kwas. Jako ojciec jesteś do dupy, pomyślałem.
Erin dotarła do końca rozdziału i powiedziała, że zrobią sobie krótką przerwę, a Bella zje muffinkę.
– Chodź tutaj, żebyś nie zasypała pani Erin okruszkami – zwróciłem się do Belli.
– Och, może tu zostać – wtrąciła Erin. – Postaw jej wodę na stoliku.
Zrobiłem to, chociaż chciałem, żeby Bella usiadła obok mnie. Owszem, cieszyłem się, że tak dobrze jej na kolanach Erin i w ogóle, ale chciałem ją przytulić. Na pewno jednak bym ją przestraszył, przytulając za mocno, tak jak za mocno ściskałem jej rączkę, kiedy szliśmy przez parking. Tak było lepiej. A teraz pytanie, jak ukradkiem stąd zniknąć. Tej części nie przemyślałem do końca. Może powiem, że znowu muszę skorzystać z łazienki, ale przecież mnie zobaczą, jeśli po wyjściu ruszę prosto do drzwi.
– Więc jak, niedługo wracasz do pracy? – zapytałem Erin.
Musiałem się upewnić, że przez tych kilka dni jest wolna. Miałem nadzieję, że prawidłowo to obliczyłem.
– Nie przypominaj mi.
Pogładziła Bellę po plecach. Belli na zębach pozostały jagody, więc byłem zadowolony, że pamiętałem o włożeniu szczoteczki do zębów do jej małej różowej torebki.
– Powiedz, czułaś kiedykolwiek pokusę, przez cały czas mając pod ręką te wszystkie leki? – zapytałem.
Cholera, dlaczego zadałem jej to pytanie? Nie miałem pojęcia. Nerwy. Byłem pieprzonym kłębkiem nerwów.
Posłała mi spojrzenie, jakbym był wyrzutkiem społecznym.
– Zupełnie nie. I proszę, nie mów, że ty byś czuł.
Spróbowałem się uśmiechnąć.
– Wykluczone. To nie w moim stylu.
Po co w ogóle zaczynałem tę rozmowę? Martwiłem się, że Erin zauważy, jaki jestem dzisiaj roztrzęsiony, i pomyśli, że coś biorę. Nagle mnie olśniło i wiedziałem, jak stąd wyjdę.
– Mam dzisiaj następną rozmowę – powiedziałem.
– Super! Znalazłeś coś na Craigslist?
– Nie, znajomy dał mi znać. – Poklepałem się spoconymi dłońmi o uda. – Mam nadzieję, że coś z tego będzie.
– Ja też, Travis. Domyślam się, że chodzi o budownictwo? Przemysłowe czy mieszkaniowe? Albo...
– Wszystkie informacje mam w vanie. – Wstałem z sofy. – Możesz popilnować Bellę, a ja po nie pójdę? Podam ci adres, może będziesz wiedziała, jak tam dojechać.
– Jasne.
Nagle nie byłem w stanie się ruszyć. Chciałem zabrać Bellę z powrotem do łazienki i mocno, mocno ją uściskać, ale przecież nie mogłem. Po prostu musiałem to zrobić. Pochyliłem się, pocałowałem Bellę w głowę i szybko wyszedłem. Za drzwi, przez parking, do furgonetki. Szybko, szybko, szybko, zanim zmienię zdanie. Przekręciłem kluczyk w stacyjce. Nie mogłem zostawić vana w miejscu, gdzie Erin i Bella go zobaczą, kiedy wyjdą z JumpStart. Pojechałem na drugi koniec parkingu, o mało nie wpadając na stojące tam samochody. Stopa podskakiwała mi na pedale gazu, cały świat przed moimi oczami zmienił się w niewyraźną smugę, a w głowie krążyło tylko jedno słowo: Bella Bella Bella.